Wszystkie wpisy, których autorem jest admin

Ostatnia stacja w świecie (sic!)

Samochód, słoneczko, trasa a tu nienagle bilboard: Ostatnia Stacja w Świecie. Tak napisane, naprawdę, więc zjeżdżam i wchodzę. Stoi typek za ladą. Uśmiechnięty nie bardzo, raczej nie, choć trochę. 

-Jak to ostatnia stacja? – typka pytam.

-Normalnie, tam już się świat kończy i go nie ma.

-Świata?

Kiwa głową. A ja w głowę zachodzę, że przecież kula, że gdzie koniec to i początek…

-To już nie, proszę pana – w myśl mi wchodzi – tak było i owszem. Ale się skończyło. 

-Jakoś trudno to pojąć – szczerze wyznaję.

-Oczywiście, bo to jest, proszę pana, NIEWYOBRAŻALNE!

-To może zawrócę po prostu?

-I tak pan pojedzie i tak się świat skończy! Wszystko jedno!

-Jeżeli rzeczywiście tak jest, to co tu tak… – słowa grzęzną mi w gardle, daję się z nagła owładnąć zdziwieniu.

-Tanio?- typek znów w myśl mi wchodzi. – Bierz pan co chcesz! 

Tyle że mi się nagle wszystkiego odechciało, toteż się żegnam i jadę dalej, a świat się nie skończył. 

Oszust, kurwa, jebany jeden!

Najlepszy piłkarz na świecie

Idę sobie jesiennym południem przez Okonek i oto są: Pan Jezus przebrany za Lorda Vadera, Spiderman i Budda, udający którąś z gwiazd Bollywood. Nie wiem którą, bo się na tym nie znam za bardzo, ale na pewno bardzo znaną. Siedzą sobie na ławeczce w parku i dyskutują, kto był najlepszym piłkarzem na świecie.

-Leo Messi! – mówi jeden.

-Ronaldo!

-Ale który?

-Waldek Ząbecki! – wykrzykuje ni stąd ni zowąd Pan Jezus.

-Kto? – się dziwią.

-Waldek Ząbecki ze Stomilu Olsztyn! To był najlepszy piłkarz na świecie.

-Ale dlaczego? 

-Nie wiem.  Tak po prostu jest.

Idę dalej, nie przeszkadzam, szczęśliwy, bo oglądałem  na własne oczy najlepszego piłkarza na świecie. Waldka Ząbeckiego.

Czy mogę…?

I oto jest. Pan artysta – wokalista. Dostał właśnie propozycję występu podczas dużego koncertu. Bardzo dobra piosenka, często przezeń wykonywana, szlachetna aranżacja, godziwe honorarium. Jeden haczyk: transmisja w telewizji. TEJ telewizji, a przecież mówiły „autorytety”, że zdrada, hańba, oportunizm, koniunkturalizm i samo zło. Nie godzi się przyzwoitemu człowiekowi. I znów te pytania: to po co sztuka, dla kogo, czy ja mogę mieć własne na ten temat zdanie, czy już zostałem zniewolony przez samozwańczych władców naszych niegodnych własnej opinii umysłów? Bo kim wszakże byłem, gdzie, kiedy ten świat nowy powstawał? A ich przecież historia zweryfikowała. Wiedzą.

Lubiłem zawsze grać w piłkę nożną, choć dobry, trzeba szczerze to przyznać, nie byłem. Zbierała się grupa chłopaków, wybieramy składy, gramy. Po piętnastu minutach 10:1. No i kłopot. Zmieniamy składy, czy tę nierówną walkę kontynuujemy. Zwykle wolałem tę drugą opcję, a widmo porażki przesłaniała mi nadzieja strzelenia bramki honorowej, więcej dla mnie znaczącej niż zwycięstwo w wyrównanej walce. Dziwnie? 

Nie ma wątpliwości, że dzisiaj składy wyrównane nie są. Chyba też nigdy nie były. Pandemia dodatkowo bezlitośnie pokazała, że sztuka jest dla większości społeczeństwa towarem przedostatniej potrzeby. Luksusem dla snobistycznej ekspresji lepiej o sobie myślących. Któż nie zna widoku drzemiących w teatrach małżonków starających się przeżyć coś więcej uśmiechniętych i przez chwilę szczęśliwszych pań? To uproszczenie krzywdząco być może wyolbrzymione, jednakże patrząc choćby pobieżnie na coraz to większy zalew różnej maści kabaretonów, gal disco-polo oraz wątpliwej jakości programów spod znaku reality show, szansa na prezentację czegoś bardziej wartościowego zdaje się być nie tylko możliwością, ale wręcz powinnością stojącego przed nią artysty. 

Jedno poczynić tu założenie potrzeba. Częsta pokusa cenzury, fałszerstwo, czy instrumentalne wykorzystanie celem politycznej propagandy nie interesuje nas w ogóle jako temat tutaj zawartych rozważań. Znajdą się tacy, którzy każdą prezentację w publicznej telewizji utożsamiają z gestem poparcia dla władzy, ja jednak z tym się zgodzić nie zamierzam. Czy rzeczywiście przeciętny odbiorca oglądając 1254 odcinek „M jak Miłość” wzdycha do partii rządzącej, że im taki piękny serial funduje, lub patrząc na Bruce’a Willisa od razu myśli o reformach minister Zalewskiej? Wątpliwe. 

Artysta, jak każdy człowiek, odpowiedzialny jest za to, co robi, mówi, co przekazuje. Nie każdy akt twórczy musi być częścią konstruktu społecznego okopanego w dychotomii aktualnej narracji. Są artyści walczący o sprawiedliwość, zmiany konkretne, ale są też tacy, którzy odwołują się do konkretnej wrażliwości, a pretensje wykazuje tylko w stosunku do emocjonalnego przeżycia. Na tym fundamencie szukają relacji, która może zmieniać człowieka, ale od wewnątrz. Są też tacy, którzy po prostu dostarczać chcą rozrywki na sobie właściwym poziomie. Niezależnie od motywacji, jeśli mają oni możliwość przekazać to potencjalnym odbiorcom, dlaczego mają się temu opierać?

Publiczna, nie znaczy partyjna. Jeśli ktoś uważa, że pieniądze w ten sposób zarobione są w jakiś sposób niegodne, to trzeba by zapytać, czy odmawiając występu zrzekają się również autorskich tantiem z tytułu ich emisji w mediach rzeczonych? Czy grając na imprezach miejskich nie mają również dyskomfortu pochodzenia środków? Nie mówiąc już o budżetowych instytucjach, jak teatry, filharmonie, domy kultury? To wszystko pieniądze podatników. Czyli nas wszystkich. Nie jednego czy drugiego prezesa, który zresztą prędzej czy później się zmieni, bo nie raz już się zmienił. 

Najważniejszy jednak dla mnie jest temat odbiorcy. Jeśli artyści sami pola ustępują, to schodząc z boiska sami sobie gola jeszcze wbijają. Można perorować, że przecież jest wybór, że kanał zmienić można, ale przecież wiadomo, że to mrzonka. Że nikt go nie zmieni, a nawet jeśli, to na jaki? Czy warto za wszelką cenę próbować? Czy jednak uznać całą rzeszę ludzi, którzy prawdopodobnie w większości po prostu oglądają telewizję, za niegodnych sztuki prezentowanej przez wielkich artystów? A nawet przez tych trochę mniejszych? Czy ten opór nie jest przypadkiem też często wynikiem oportunistycznej, nomen omen, chęci utożsamiania się z konkretnym środowiskiem, tym prostszym, o ile liczniejsza jest grupa współmyślących? 

Jak bumerang powraca pytanie: czy ja mogę mieć swój na to pogląd? Czy już zostałem oceniony, bez względu na motywacje, sytuację i detal? Czy już jest aż tak czarno-biało?

Artysta – wokalista wykonał piosenkę mądrą, zabrzmiała przepięknie w dojrzałej interpretacji świadomego artysty. Cieszę się. Czy do kogoś dotarła? Nie wiem. Być może. Przegrywamy z kretesem. Wiem to. Ale parę goli strzeliliśmy. 

Państwo młotka

Taka sytuacja. Miałem wzmacniacz, który się wziął był i zepsuł. Wiecie co zrobiłem? Nie, nie wziąłem młotka i nie zacząłem nim napierdalać w zepsuty sprzęt, bo pomyślałem, ….i kropka.

Co się stało? Ano rękami elektronicznego znachora wymieniłem lampy, przeczyściłem transformatory i, uwaga uwaga: DZIAŁA.

I tak patrzę z przerażeniem już bardziej niż lękiem, jak to młotek zyskuje coraz to nowszych zwolenników, choć bardziej przysługuje się przecież samemu młotkowemu niż owej rzeczy zepsutej. Rzeczywiście proste narzędzie, efekty widać od razu, ale ja tam się cieszę, że swojego wzmacniacza nie rozjebałem, coby na zgliszczach owych nowy, wspanialszy zbudować. 

Moim zdaniem po prostu się nie da.

Być albo nie

Nagle ogarnął go dyskomfort istnienia. Nie jakieś metafizyczne abstrakty, tylko zwykły, fizyczny niepokój. Zaczął więc się sam siebie pozbywać. A im mniej go było, tym mniej potrzebował tak w ogóle. 

Śledziona. Można żyć bez śledziony.

Palce. Można się obyć bez palców.

Głowa. Myśli latają bezwiednie.

Serce.

Serca jednak to nie miał on serca siebie pozbawić.

A może to była dusza?

Serca przecież dawno już nie miał.

Tymek

Mały duch – duszek. Nazwijmy go Tymek. Zresztą rzeczywiście tak się nazywa. Ludzie boją się duchów. Szczególnie tych małych. Dzieci. Upiorne zjawisko. Czego się tak boją? Głównie tego chyba, że je w ogóle zobaczą, bo co więcej taki duch zrobi? A Tymek odwrotnie. Boi się ludzi. Że zostanie zobaczony. 

Tymek jest bardzo empatyczny i miły, nie chce straszyć. Ale nerwus z niego taki i panikarz, że co człowieka dojrzy to chować się czym prędzej próbuje, robiąc przy tym taki harmider jednakoż, bo a to garnek potrąci co spadnie na ziemię, to obraz ze ściany zrzuci, niezręczny to chłopak, niezręczny. A ludzi nietrudno wystraszyć fruwającymi rzeczami.

I tak to jest. Nikt Tymka nie widział, ale hałas odstrasza skutecznie. A duszek? No nie przetłumaczysz.