– A dokąd to, dziecko, sam jeden o tak późnej porze?
– Do domu wracam, do mojego smutnego miasteczka bez nazwy.
– A czemuż to bez nazwy? Czy są takie miejsca dziś jeszcze?
– No moje istnieje. Tam właśnie idę. A nazwy nie posiada, bo nic się tam jeszcze nie wydarzyło. Dopiero gdy coś się stanie, opis w postaci tytułu dać będzie można mieścinie.
– No choćby twoje na świat przyjście jest zdarzeniem, dla wielu cudownym w swej pierwotnej istocie.
– Ani życie ani śmierć nawet nie jest wydarzeniem niezwykłym. To prosty cykl życia, taki sam on i wszędzie. Nie czyni to wioski mej innej od innych.
– A na ciebie wołają…
– Jędrek. Po prostu. Jest księga imion, z której ludziom imiona nadają, ale nic one nie znaczą, dopóki człowiek czego nie osiągnie. Ale jak jeden zrobi, to i coś się wydarzy, więc u nas nikt jeszcze na miano niezwykłe zasłużyć nie zdołał.
– Skąd zatem wracasz, młodzieńcze?
– Chciałem zobaczyć, jak żyje się w miastach z nazwami, z historią, tytułem.
– I jak tam jest, chłopcze? Coś lepiej?
– Gorzej i smutniej. My chociaż mamy nadzieję, że coś się może wydarzy, a tam się już na nic nawet nie czeka.