Archiwum kategorii: Uncategorized

Państwo młotka

Taka sytuacja. Miałem wzmacniacz, który się wziął był i zepsuł. Wiecie co zrobiłem? Nie, nie wziąłem młotka i nie zacząłem nim napierdalać w zepsuty sprzęt, bo pomyślałem, ….i kropka.

Co się stało? Ano rękami elektronicznego znachora wymieniłem lampy, przeczyściłem transformatory i, uwaga uwaga: DZIAŁA.

I tak patrzę z przerażeniem już bardziej niż lękiem, jak to młotek zyskuje coraz to nowszych zwolenników, choć bardziej przysługuje się przecież samemu młotkowemu niż owej rzeczy zepsutej. Rzeczywiście proste narzędzie, efekty widać od razu, ale ja tam się cieszę, że swojego wzmacniacza nie rozjebałem, coby na zgliszczach owych nowy, wspanialszy zbudować. 

Moim zdaniem po prostu się nie da.

Być albo nie

Nagle ogarnął go dyskomfort istnienia. Nie jakieś metafizyczne abstrakty, tylko zwykły, fizyczny niepokój. Zaczął więc się sam siebie pozbywać. A im mniej go było, tym mniej potrzebował tak w ogóle. 

Śledziona. Można żyć bez śledziony.

Palce. Można się obyć bez palców.

Głowa. Myśli latają bezwiednie.

Serce.

Serca jednak to nie miał on serca siebie pozbawić.

A może to była dusza?

Serca przecież dawno już nie miał.

Jestem zajebisty

Postanowiłem dzisiaj być zajebistym. Wstaję, podchodzę do lustra, patrzę: jest! Nie wiedziałem, że to takie proste. Ubieram się i ze swoją zajebistością na miasto wychodzę. A tu wszystko mniej duże, mniej straszne. Ludzie mnie nie poznają, ale ja ich też nie, więc wszystko w porządku. Spotykam znajomego.

-Cześć!

-Cześć! Słyszałem, że jesteś zajebisty?

-Ano jestem. Nie widać?

-No nie raczej. Chociaż może trochę, jak się tak pod światło spojrzy…

Nikt mojej zajebistości, jak się okazało, nie dostrzegł, ale ja i tak ją będę brał ze sobą, bo jakoś tak mniej smutno z nią niż bez niej.

Apologia antyklerykalizmu.

Coraz częściej dostrzegam, jak wiele osób utożsamia Kościół jedynie z instytucjonalną organizacją, intencjonalnie lekceważąc pierwotne jego znaczenie, to jest wspólnotę wiernych. Ale może to i celna i ważna konstatacja. Zbyt długo świeccy oddawali w ręce wielokrotnie już przecież kompromitowanym i nieraz shańbionym urzędnikom mandat depozytariuszy prawdy objawionej. Każda władza deprawuje, a hierarchia zbyt łatwo przeradza się w opresyjność. Szczególnie kiedy dotyka ludzkich sumień i bojaźni bożej. Dopóki zwykli ludzie nie poczują tak naprawdę, że to oni są Kościołem, a nie skostniała grupa trzymająca władzę, która najwidoczniej nosi w dodatku wszelkie znamiona zorganizowanej grupy przestępczej, nic się nie zmieni, mimo najszczerszych chęci, wszelkich aktów ekspiacji oraz największych choćby słów skruchy i propozycji systemowej naprawy. Tyle, że musieliby wówczas chrześcijanie-katolicy wziąć odpowiedzialność, która zapewne też i ze zwykłego lenistwa i wygodnictwa przekazali na ręce księżowskiej braci, pompując ich i tak już wydumane, zdaje się, poczucie własnej w tych kwestiach wyższości i ekskluzywności. O tym właśnie zdaje się mówić papież Franciszek wskazując klerykalizm jako jedno z głównych źródeł zła, jakie toczy całe środowisko kościelne, dając jak najgorsze świadectwo o tym, czym jest wiara i religia chrześcijańska. Bo przecież wizerunek, to tak naprawdę apostolski wymiar Kościoła, najbardziej przecież istotna funkcja tego tworu, ale na pierwszy już rzut oka widać, że nie tylko nie spełnia ona swojego zadania, ale wręcz tworzy coś zupełnie odwrotnego. Odstręcza, zniesmacza i obrzydza. 

Ks.Tomas Halik pisał bardzo pięknie o osobistym doświadczeniu Wielkiego Piątku, tak ważnego w katolickiej teologii. W życiu prywatnym, jak wskazuje, to momenty utraty wiary, ciemna noc ducha, kiedy wydaje się już, że Boga nie ma,  że rzeczywiście umarł. Jak ważne to doświadczenie w kontekście wiary i eschatologii mówi dogmatyka. Kerygmat głosi, że jest w tym nadzieja, konstytuująca chrześcijańskiego ducha. Ostatnie wydarzenia zdecydowanie wielu osobom, nie tylko wierzącym, jawi się właśnie jako Wielki Piątek Kościoła Katolickiego. To też jednak szansa na odrodzenie, na zmiany, na nowe życie. Jak sprawić, żeby nie powtarzać dawnych błędów?

Wiara osobista, doświadczenie wspólnoty, antyklerykalizm. (?)

Trzeba umierać

Koralik za koralikiem, paciorki różańca starcza, trzęsąca się dłoń przesuwa. Zdrowaś Maryjo, Święta Mario, tajemnica bolesna, Biczowanie. Niedługo umrze, ciało brzydkie do trumny razem z tym różańcem niech zjedzą robaki. Nikt nie zapłacze, taka jest stara. Po młodych pustka zostaje, po niej na odwrót. Jej już nie ma. Nieznośna obecność zmarłego, a przecież żyje jeszcze. Zdrowaś Maryjo, łaskiś pełna…

Ksiądz Krzysztof dobry człowiek, spowiedzi wysłucha, Doktor skurwysyn. Wszyscy pracują, czekają aż umrze. Pora umierać. Trzeba umierać, Zdrowaś Maryjo, Święta Mario, tylko różaniec niech skończy.

Różaniec się nie kończy. Kończy się życie. Świat się kończy. Pan Jezus umiera na krzyżu.

Wielkie święta małego człowieka

Idzie środkiem ulicy. Tak idzie, że każdy może, a jeżeli może to przecież musi go zobaczyć. A nie jest czysty, brudny jest, i nie dość piękny ale i nie brzydki. Nie tak przynajmniej jak brzydki potrafi być brzydki człowiek. Idzie, a oni patrzą na niego. A on widzi ich. Ale nie dostrzegają tego brudu, tego niepiękna i tej niebrzydoty, a przecież ją widzą. I on to o sobie wie, a jakby jednak wcale nie.

Po prostu.

Tak po prostu.

On jest, a oni patrzą. A jest wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny i wojsko przed kościołem, a potem już w kościele. Bo to też święto wojska. Zawsze się boję jak widzę wojsko w kościele.

NOŁNEJMSITI

– A dokąd to, dziecko, sam jeden o tak późnej porze?

– Do domu wracam, do mojego smutnego miasteczka bez nazwy.

– A czemuż to bez nazwy? Czy są takie miejsca dziś jeszcze?

– No moje istnieje. Tam właśnie idę. A nazwy nie posiada, bo nic się tam jeszcze nie wydarzyło. Dopiero gdy coś się stanie, opis w postaci tytułu dać będzie można mieścinie.

– No choćby twoje na świat przyjście jest zdarzeniem, dla wielu cudownym w swej pierwotnej istocie.

– Ani życie ani śmierć nawet nie jest wydarzeniem niezwykłym. To prosty cykl życia, taki sam on i wszędzie. Nie czyni to wioski mej innej od innych.

– A na ciebie wołają…

– Jędrek. Po prostu. Jest księga imion, z której ludziom imiona nadają, ale nic one nie znaczą, dopóki człowiek czego nie osiągnie. Ale jak jeden zrobi, to i coś się wydarzy, więc u nas nikt jeszcze na miano niezwykłe zasłużyć nie zdołał.

– Skąd zatem wracasz, młodzieńcze?

– Chciałem zobaczyć, jak żyje się w miastach z nazwami, z historią, tytułem.

– I jak tam jest, chłopcze? Coś lepiej?

– Gorzej i smutniej. My chociaż mamy nadzieję, że coś się może wydarzy, a tam się już na nic nawet nie czeka.