W Sao Paolo jesień. Dzień bez deszczu to klasyczna zmyłka, od drugiego dnia leje, mimo to 27 stopni pomaga w momentalnej aklimatyzacji a i słonko co jakiś czas pozdrawia. Choć przez chwilę. W końcu to Brazylia. Piękny kraj, piękna roślinność i piękni ludzie. Ale co piękne to i niebezpieczne. Kawa, banany i ananas esencjonalnie pyszne. Jak miłość, jak uśmiech. Trudno się porozumieć, nikt prawie nie mówi po angielsku, panuje niepodzielnie portugalski, ale Brazylijczycy życzliwi, chcą pomóc, uśmiechają się. Przystają nawet gdy sukces konwersacji wydaje się być nieosiągalny. Ale mają dla nas czas i chęć pomocy. To dużo. To życie jest przecież. To spotkanie, ten moment.
Kobiety bywają zjawiskowe, szlachetnie piękne, ale też dużo otyłych, zaniedbanych. Na głównej ulicy Paulista nie widać, żeby to był kraj piłkarskich mistrzów świata. Jadąc nad ocean, do Santos, mijamy dzielnice biedy, fawele, sypiące się chatki tworzące osiedla dla tak wielu. Może tam gdzieś biega nowy Neymar, w końcu futbol w tym kraju to religia. Ale bieda duża, niech no chociaż słońca im nie braknie. I piłki nożnej. Jedziemy przez dzielnicę luksusową. Wysokie mury, zasieki, kamery. To przypomina, że Brazylia to też kraj niebezpieczny. Przechodzę obok człowieka leżącego na ziemi, krwawi. Wokół zatroskane twarze, niepokój, oczekiwanie. Na policję? Karetkę? Na swoją kolej?
Trzecia w nocy. Za ścianą w hotelu jakaś para celebruje latynoski temperament seksualny. Czy za pieniądze? Pani wyjątkowa erudytka, znająca się raczej na rzeczy, męskie gracias* kończy godzinne święto miłości, mogę zasnąć. Wszyscy pragniemy tego samego. Pokoju, miłości, choćby i za pieniądze, mieć z kim dzielić radości oraz smutki.
Siedzę przy piwku i patrzę na przechodniów. Piękny kraj, piękni ludzie. Dobrze popatrzeć z boku, przecież też mają ciężko, pewnie bardziej niż my. Przeglądam internet,kolejna odsłona polsko-polskiej wojny. Maciej Stuhr wywołuje narodową (sic!) „debatę” na temat granic satyry we współczesnej Rzeczpospolitej. Stan wrzenia. Kto nam to robi? To temat nie na teraz. Jeszcze nie. Są przecież banany, kawa i ananas. I zjawiskowe kobiety. Jeszcze chwilkę tu zostanę.
Sao Paolo, 11.03.2016
* wiem,wiem, powinno być po portugalsku obrigado, ale co zrobić skoro tak było.