Taka sytuacja. Miałem wzmacniacz, który się wziął był i zepsuł. Wiecie co zrobiłem? Nie, nie wziąłem młotka i nie zacząłem nim napierdalać w zepsuty sprzęt, bo pomyślałem, ….i kropka.
Co się stało? Ano rękami elektronicznego znachora wymieniłem lampy, przeczyściłem transformatory i, uwaga uwaga: DZIAŁA.
I tak patrzę z przerażeniem już bardziej niż lękiem, jak to młotek zyskuje coraz to nowszych zwolenników, choć bardziej przysługuje się przecież samemu młotkowemu niż owej rzeczy zepsutej. Rzeczywiście proste narzędzie, efekty widać od razu, ale ja tam się cieszę, że swojego wzmacniacza nie rozjebałem, coby na zgliszczach owych nowy, wspanialszy zbudować.
Moim zdaniem po prostu się nie da.