Tak ją trzymał za rękę, jak przestraszone dziecko swoją matkę, które myśli, że puszczając ją na chwilę nawet, puści na zawsze i już więcej jej nie zobaczy. Tak on też wierzył i pewnie by tak było, a byłoby tak na pewno, bo ta jego wiara by go zniszczyła, pociągnęła na samo dno i zabiła. Ale to go przecież nie ocali.
Więc leży jak te ryby na targu, licząc kolejne oddechy.