Taksówkarz i koza

Taksówkarz i koza.

Żył sobie spokojnie pewien taksówkarz sympatyczny, co to z sercem na dłoni do ludzi wychodził, pracą nie gardził, a to i czasem za kurs nie brał, kiedy w potrzebie człowieka dojrzał. Ale jedną osobliwą dość zasadę wyznawał, co to cieniem się na nieposzlakowanej opinii jego kładła, a mianowicie taką, że za nic w świecie kozy do taksówki by nie wpuścił. Dziwili się temu inni kierowcy, no bo kto to widział kozę po mieście podróżującą, i to w dodatku za pieniądze, a nawet śmiali się po cichu z takich wydumanych zmartwień; on jednakowoż za każdym zamknięciem drzwi wzrok badawczy w kierunku klientów wymierzał, sprawdzając, czy żadnych cech animalnych upodabniających do rodziny Capra nie wykazywali.

I tak jeździł oglądajac się co jakiś czas za siebie, pobłażliwie traktowany przez świadomych niegroźnego dziwactwa znajomych, aż życie, jak to życie, zażartować sobie z sympatycznego taksówkarza postanowiło, kiedy to na tylnym siedzeniu ni stąd ni zowąd pojawiła się ona – saaneńska, biała kozica – i mimo głupawego dość oblicza w te słowa się odezwała:

-Dzień dobry, szanownemu Panu, poproszę na dworzec wschodni, kolejowy dworzec dla uściślenia dodajmy, przepiękny dzień dziś mamy, nieprawdaż?

Pobladł kierowca momentalnie, z wrażenia paraliż całkowity go dopadł, no bo jak to? Koza w jego taksówce?!!! I to gadająca?!!! I to taka kulturalna i sympatyczna?!!! W głowie to się mu nie mieściło, ale fakt faktem: siedzi tu i na kurs czeka. Niezrażona zaś brakiem reakcji niecodzienna podróżniczka widząc zakłopotanie i frasunek wielki na twarzy Taksówkarza zapytała:

-Czy to problem dla Pana, że jestem kozą? Wie Pan, nie wszystkie kozy są takie same…Jak się już zapewne zdołał Szanowny Pan sam przekonać.

-Oczywiście, oczywiście… – zdołał wydusić z siebie zupełnie zbity z tropu kierowca, wrzucił bieg i ruszył z miejsca.

-Proszę taksometr włączyć, oczywiście mam pieniądze na pańską usługę, proszę się nie martwić.

-Oczywiście, oczywiście – odparł zestresowany i trzęsącą się ręką właściwy przycisk nadusił. Z każdym jednak przejechanym kilometrem uspokajał się, bo lubił swoją pracę i dobrze ją wykonywał, co go w radosny nastrój zawsze wprowadzało, a że uczciwy był i prawdomówny, do kozy się zwrócił:

-Powiem szczerze, że miałem taką zasadę, iż nie wpuszczam takich zwierząt do mojej taksówki, jakkolwiek widzę teraz…

Zdania skończyć jednak nie zdołał, bo rozsierdzona stereotypowym podejściem biednego taksówkarza, racicę w skroń mu wbiła tak, że czaszka na pół się rozłupała, a wylewający się mózg wychłeptała, wnętrzności wyżarła i w świat dalej poszła.

-Jedna gadająca koza i tyle warte te wasze zasady!

A była to koza wyklęta ze swojego społeczeństwa, jako że za dużo gadała i że w ogóle.

Jedna myśl w temacie “Taksówkarz i koza”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *